29 października 2021 (piątek)

Tak to już jest, że zwykle przyglądamy się uważniej temu życiu, które się skończyło. Nic w tym dziwnego – jeśli życie jest sztuką (w każdym znaczeniu tego słowa), to dopiero zakończone jest dziełem gotowym. Dopiero wtedy można na nie spojrzeć i rozważyć, nawet ocenić (docenić…). Nie oglądamy obrazów w czasie, gdy dopiero powstają, ani nie oddajemy się wysłuchiwaniu koncertów podczas prób, choć i to się zdarza, i bywa ciekawe. Życie to jednak dzieło wyjątkowe, bo jego wartość doceniamy poprzez stratę. Możemy dziś tak właśnie pomyśleć o życiu biskupa Józefa Zawitkowskiego, które 29 października 2020r. osiągnęło kres. Warto przyjrzeć się temu gotowemu dziełu, ponieważ był taki czas, gdy jako mieszkańcy Krośniewic i członkowie tutejszej społeczności parafialnej byliśmy jego częścią.

Tu wszystko się zaczęło…

Słynne słowa wypowiedziane przez Jana Pawła II w Wadowicach można by odnieść do znaczenia Krośniewic w życiu Józefa Zawitkowskiego. Zaczęło się tutaj niepomiernie mniej, jednak wiele świadczy o tym, że trzy lata posługi kapłańskiej w miejscowej parafii to ważny czas dla młodego księdza, przyszłego biskupa. Pierwsze miejsce pracy zawsze znacząco rzutuje na cały kapłański życiorys. Dla ks. Zawitkowskiego krośniewickie trzy lata były pracowite i ważne. Z sentymentem zawsze o nich mówił, a gdy niemal pół wieku później jako biskup senior odwiedzał w Głuchowie pątników uczestniczących w pielgrzymce osób niepełnosprawnych (organizowanej przez ks. Stanisława Jurczuka), w której pielgrzymuje wielu mieszkańców naszego miasta, do krośniewiczanek zwracał się z ciepłym przywitaniem: ,,Wnuczki moje!”.

zawitkowski 1
zawitkowski 2

W Kronice parafialnej w zapiskach z 1962r. czytamy:

Dnia 18 czerwca opuścił stanowisko wikariusza w Krośniewicach ks. Józef Mlącki, a na jego następcę przybył ks. Józef Zawitkowski – neoprezbiter.

Młody kapłan zajął wikariuszowski pokoik od strony ulicy Łęczyckiej, skromnie wyposażony – żelazne łóżko, szafa, biurko. Później pojawił się tam jeszcze niebieski adapter Bambino ustawiony na niskiej szafce przy łóżku – drobny przejaw luksusu (adapter dopiero co wszedł na rynek), ale też urządzenie niezbędne dla księdza utalentowanego muzycznie, który za kilka lat ukończy studia i zdobędzie tytuł magistra w zakresie muzyki sakralnej. Mały Zbyszek, ministrant, który również kochał muzykę, na plebanii miał możliwość słuchania płyt, bo ksiądz umiał podzielić się swoim skarbem i pozwalał gościom korzystać z niebieskiego adapteru.

Miesiąc po przyjeździe ks. Józefa do Krośniewic nastąpiła zmiana na stanowisku proboszcza – ks. dr. Wacława Bielawskiego, który zrezygnował z funkcji ze względu na wiek i stan zdrowia, zastąpił ks. Mieczysław Kafarski. W Kronice parafialnej, po informacjach o przekazaniu parafii zapisanych przez ustępującego proboszcza i dziekana, neoprezbiter Zawitkowski własnoręcznie dokonał takiego wpisu i przykleił corpus delicti, biało- czarną fotografię w formacie 9,5x6,5 cm:

Przed objęciem władzy przez ks. Mieczysława Kafarskiego, a w czasie nieobecności ks. prałata Bielawskiego, ,,młodość chmurna i durna” dała upust i wyraz swobodzie. Obudziła się szlachecka krew. Od lat zapomniana kareta, którą znają tylko starsi parafianie, dziś się przydała. Woźnicą był wikariusz – nowo przybyły ks. Józef Zawitkowski, a miejsca wygodnych panów zajęli ks. Henryk Gronkiewicz i ks. Antoni Liber – gość z Łąkoszyna. Na ulicach Krośniewic przyglądali się ludziska jakimś dziwnym gościom. Przesyłano nam pozdrowienia, a kareta z małymi defektami dotarła aż do Pniewa, do państwa Bawejów. Dzieci na głos trąbki pochowały się do stodoły, ostrzegając mamę, żeby pilnowała kur, bo Cygany jadą. (…) W mieście mówiło się dużo o jakichś artystach, którzy pewnie będą nakręcali film. Po pewnym czasie prawda wyszła na jaw – uznano to za dobry żart.

zawitkowski 3

Odtąd kolejne dwa lata życia parafii będą opisane drobnym, kształtnym pismem, prawie bez skreśleń czy poprawek, więc przepisane z brudnopisu, tytuły tekstów zostaną wyróżnione inną ,,czcionką”, innym kolorem. Ilustracją do nich będą tematyczne zdjęcia (często z większych formatów wycięte tylko to, co potrzeba), opatrzone podpisem. Czasem pojawią się odręczne szkice, będące ilustracją do tekstu, np. schemat centralnego ogrzewania montowanego w kościele od 22 kwietnia do końca 1963r. Bardzo sumiennie opisane wszystko, całe życie parafii, perypetie i radości, na 65 stronach Kroniki.

Teksty to szczegółowe relacje z ważnych uroczystości i opisy codzienności parafialnej. Widać w tych notatkach dokładność kronikarza, widać świadomość wagi utrwalonych wydarzeń, nawet drobnych. Dzięki temu wiemy np., że drzwi oddzielające nawę od kruchty zainstalowano w 1963r. Wcześniej funkcję tę pełniły żelazne kraty. Po zamontowaniu centralnego ogrzewania wyniknęła potrzeba oszczędzania ciepła, niebagatelną rolę odegrała też estetyka. Prace stolarskie przy wykonaniu drzwi, w których wykorzystano motywy występujące w zdobieniach stall i chóru, to zasługa Józefa Stępniaka. Niektóre zapiski pozwalają nam ocenić trudności napotykane w zarządzaniu parafią w komunistycznym państwie. Pracownicy Kościoła borykali się z problemem zakupienia najprostszych nawet materiałów. Oto przykład dotyczący wspomnianych wyżej drzwi.

Kłopot był z oszkleniem. Skoro dowiedzieli się, że do kościoła, już szkła nie było. Ks. Dziekan w towarzystwie ks. Prałata pojechali do Łodzi i przywieźli pocięte już szyby. W Wigilię Bożego Narodzenia pan Piechocki i pan Wojciechowski wykończyli szklenie.

Brak zgody na zakup szkła był tylko jednym z licznych przejawów niechęci władz do spraw kościelnych. Młody wikariusz z bliska przyglądał się się tym trudnym relacjom i brał udział w przedstawianych wydarzeniach. Będzie o tym pisał wielokrotnie, utrwalając na kartach Kroniki różnorodne aspekty czegoś, co moglibyśmy dziś nazwać (może trochę górnolotnie, a może wcale nie) walką o człowieka.

zawitkowski 4

Nie sposób przejść do kolejnych zagadnień bez zatrzymania się na chwilę nad stylem tych notatek. Są one nie tylko szczegółowe, napisane w interesujący dla czytelnika sposób, ale też oddają charakter autora – widać poczucie humoru, niekiedy nutę sarkazmu, bezpośredniość, szczerość oceny. Wpisy sporządzone przez ks. Zawitkowskiego mówią czasem o trudnych sprawach, ale dokumentują stan faktyczny. Mimo rozlicznych sytuacji niepewności czy nawet zagrożenia (o czym dalej), ich cechą charakterystyczną jest optymizm i poczucie humoru. Oto przykłady.

Opisując prace przy malowaniu kościoła prowadzone przez Stanisława Jurczakowskiego, autor tak scharakteryzował wykonawcę: Pan Stanisław dużo myślał, mało mówił, palił tylko sporty i szkicował. Jeden z wykonawców prac – realizator inwestycji centralnego ogrzewania w kościele, który okazał się fachowcem nierzetelnym, nazywany jest ironicznie ,,inżynierem”. W kronice można też znaleźć następujący opis stanu cmentarza:

Aleja na cmentarzu grzebalnym, choć wyłożona dwoma rzędami płytek chodnikowych, tonęła jednak w błocie, zwłaszcza jesienią i wiosną. Nieprzyjemnie było żywym i umarłym.

Opisał szczegółowo prace inwestycyjne w parafii, które zostały wykonane w 1963r. – 22 zadania (!), w tym założenie instalacji centralnego ogrzewania w kościele i na plebanii, malowanie kościoła, prace związane z remontem plebanii i budynków gospodarczych, remont domu katechetycznego, naprawa organów, prace na cmentarzu. Wielu naszych parafian włączało się bezpośrednio w te działania. Opis licznych prac gospodarczych w parafii podsumował takim wpisem:

Kończąc ten rozdział ,,Inwestycje i remonty” chcę dla całości obrazu podać atmosferę parafii. Zachwyceni byli wszyscy, tyle prac w jednym roku. U niektórych kończyło się na zachwycie, inni byli życzliwi i ofiarni. Biedni wzruszali nas ofiarnością (…).

Kronika jest też bogatym źródłem informacji o pracy duszpasterskiej, a to zadanie wszyscy duchowni krośniewiccy traktowali jako sprawę pierwszorzędną. Proboszcz i dwaj wikariusze mieli pod opieką nie tylko teren dzisiejszej parafii Krośniewice, ale należały do niej także miejscowości wchodzące w skład parafii Ostrowy. W prowadzeniu nauczania i posłudze dla tutejszej społeczności wspierały ich siostry szarytki – Irena Niebrzydowska i Regina Ornoch. Ksiądz Józef Zawitkowski zajmował się ministrantami, ,,miłosierdziem”, chórem i katechizacją. Nauczał religii w klasach I-IV w punkcie katechetycznym w Bzówkach oraz klasy V-VII w Kajewie, w Ostrowach i w Ostrówkach. Później uczył religii również w Krośniewicach. Proboszcz Mieczysław Kafarski przywiązywał dużą wagę do duszpasterstwa stanowego, czyli nauk kierowanych do konkretnych grup odbiorców. Z potrzeby takich spotkań w 1963r. wprowadzono do niedzielnego porządku Mszę św. wieczorną (o 16.30), a po niej w kolejne niedziele miesiąca następowały tzw. ,,godziny duszpasterskie” dla ministrantów i bielanek, dla kółek Żywego Różańca (było ich w parafii 16), dla rodziców i dla młodzieży. Duchowni dzielili się obowiązkiem przygotowania nauk dla tych grup. Ksiądz Zawitkowski wygłaszał konferencje dla ministrantów i bielanek oraz dla rodziców. W Kronice zapisał m.in. taką ocenę relacji z matkami i ojcami swoich podopiecznych:

Po Mszy św. o godz. 16.30 była nauka o wychowaniu, a potem każdy z rodziców mógł rozmawiać z prefektem czy siostrą o postępach naukowych i zachowaniu swego dziecka. (…) Spotkania z rodzicami stawały się coraz bardziej modne, ale niestety, zgłaszali się rodzice tych dzieci, do których nie było zastrzeżeń. Ci potrzebni byli zawsze daleko.

Wiele trudności przysparzała praca katechetyczna. Klasy były liczne, uczniów wielu. Ksiądz Józef Zawitkowski pisze również o nie najlepszych relacjach z niektórymi kierownikami szkół na terenie parafii i niektórymi nauczycielami utrudniającymi organizowanie lekcji religii (ciągłe zmiany planu, zarządzanie zajęć pozalekcyjnych akurat w dniu prowadzenia religii, jak kółka dokształcające, zajęcia biblioteczne, próby chóru, nauka gry na instrumentach, dentysta, lekarz czy zbiórki harcerskie). Autor podchodzi do tych sytuacji z pewną dozą wyrozumiałości, pisząc np. Kierownik szkoły może dobry, ale tchórzliwy. Zachowanie to wynikało z polityki państwa względem Kościoła i nie dotyczyło wyłącznie szkół. Problemem bywały wówczas trasy przejścia procesji z okazji Bożego Ciała – nie zawsze akceptowane lub wręcz skracane przez włodarzy, a dla ,,cywilnych” uczestników nieprzyjemny finał miało czynne zaangażowanie w uroczystości (jeden z prowadzących celebransa musiał tłumaczyć się z udziału w procesji przed egzekutywą POP w swoim zakładzie pracy). Gomułkowskie rządy charakteryzuje nie tylko brak współpracy, ale też nader częste utrudnianie prowadzenia posługi duchowej i działalności parafii jako podmiotu. Niektórzy z lęku, inni z przekonań politycznych rzucali księżom kłody pod nogi. Taki to był trudny czas, niełatwe więc były początki pracy kapłańskiej krośniewickiego wikariusza.

W punktach katechetycznych był problem z miejscem prowadzenia lekcji religii. Życzliwi gospodarze udostępniali prywatne mieszkania na cotygodniowe katechezy, ale też nieodzowne było uzyskanie zgody administracyjnej. Ksiądz Józef Zawitkowski pisze o trudnościach, które napotkał w Bzówkach w 1962r. Tam raz po raz zmieniana była lokalizacja punku ze względu na zmianę decyzji wynajmującego (ze strachu) albo z powodu braku zgody władz na prowadzenie religii pod wskazanym adresem. Z tej przyczyny ksiądz z dziećmi przez pierwsze miesiące roku szkolnego raz po raz zadowalali się świeżym powietrzem przy kapliczce przydrożnej. Dopiero po dwóch miesiącach, 3 listopada lokalizacja zyskała akceptację i przymiot stałości – lekcje odbywały się w mieszkaniu państwa Jabłońskich, ale do 14 lutego następnego roku punkt katechetyczny w Bzówkach działał nielegalnie, bo dopiero wówczas nadeszła oficjalna zgoda z inspektoratu powiatowego, zresztą nie na długo – po dwóch miesiącach pozwolenie cofnięto i rozpoczęła się pisemna wymiana argumentów przez obydwie strony. Nie obyło się też bez spotkań i rozmów. Parafię reprezentował wzywany do wydziału oświaty proboszcz. Dopiero 20 listopada 1963r. przyszło ostateczne pozwolenie na prowadzenie religii w Bzówkach, więc ks. Józef Zawitkowski mógł spokojnie, bez lęku przed ewentualnymi konsekwencjami dojeżdżać na lekcje swoim motorem.

W szkole w Ostrowach, gdzie katechezę prowadził ks. Józef, uczyło się wówczas 358 uczniów i prawie wszyscy uczęszczali na religię. Lekcje odbywały się w zakrystii kaplicy (wówczas nie było jeszcze nowego budynku kościoła). Ksiądz Zawitkowski nauczał starsze klasy. Kto pamięta strój zakonnic z tamtego okresu (czarny habit z białym karczkiem i szeroki biały kornet na głowie), z uśmiechem przeczyta taką notatkę przyszłego biskupa:

Klasy I-IV włącznie uczy szarytka siostra Irena Niebrzydowska, która o dziwo – z dużym kornetem jeździ na motorze i to z brawurą, a na wirażach bierze księdza ,,o pół koła”.

Natomiast pod nagłówkiem Nauczanie w Krośniewicach znajduje się taki zapis: Tu jest dosłownie młyn. Nic dziwnego. Co prawda podanie liczby uczniów krośniewickiej ,,Jedynki” wikariuszowi umknęło, ale według zapisków w samym – jak pisze – Liceum rozwojowym uczyły się wówczas 262 osoby, głównie spoza parafii (Jest już 10 klasa, w 1965 roku będzie pierwsza matura). Do Szkoły Podstawowej nr 2 uczęszczało ok. 400 uczniów. Dla jasności sytuacji trzeba wspomnieć, że przed wojną i po jej zakończeniu, do 1961r. lekcje religii odbywały się w szkołach, ale kolejne akty prawne stopniowo ograniczały znaczenie tego przedmiotu, aby – w zamyśle rządzących – osiągnąć stan całkowitego wyeliminowania wyznania z życia uczniów. Ostatecznie 15 lipca 1961r. wprowadzono ustawę, na mocy której nauczanie religii miało odbywać się w punktach katechetycznych nadzorowanych przez inspektorów oświaty. Tak więc wikariusz Zawitkowski wprost z seminarium trafił w wir spraw organizacyjnych dotyczących nauczania, które było niczym front wojenny, a było o kogo walczyć, zmagając się z nieprzychylną Kościołowi władzą.

W Krośniewicach lekcje odbywały się w dzwonnicy – sale przygotowano na górze i na parterze. Tutejsza młodzież była niesforna, znacznie mniej zdyscyplinowana niż dzieci korzystające np. z punktu w Ostrówkach (To są anioły). Dla usprawiedliwienia tych pierwszych, bez ujmy dla drugich, trzeba podkreślić, że kluczowa jest tutaj liczba – im więcej gorących młodych głów, tym więcej pomysłów. Kto wie, co działoby się w Ostrówkach, gdyby w tamtejszej społeczności populacja młodych ludzi w wieku szkolnym osiągnęła liczebność oscylującą wokół 1000?

O krośniewickich uczniach tamtego czasu, nieprzewidywalnych w swoich zachowaniach, wikariusz tak pisze:
,,Granda” – szyby w kościele, trumna na katafalku, drzewa na skwerku, samochody na jezdni, psy w nocy, ogrody, to wszystko niepewne.

Dodać tylko wypada, że użycie wyrazu ,,granda” na określenie miejscowych gagatków ksiądz Zawitkowski przejął od ks. Józefa Perlaka, który również był wówczas wikariuszem w Krośniewicach (zastąpił ks. Henryka Gronkiewicza,  którego Józef Zawitkowski zastał jako wikariusza, gdy przybył do Krośniewic).

Niezwykle ważnym zadaniem ks. Józefa od początku jego pobytu w parafii była opieka nad ministrantami. Na początku grupa liczyła 32 chłopców, a ks. proboszczowi marzyła się ,,przynajmniej setka”. Chętnych do służby liturgicznej powoli przybywało. W pewnym momencie nastąpił jednak cud rozmnożenia ministranckiej grupy, co kronikarz szczerze uzasadnił, więc niech przemówią fakty (na marginesie dodać należy, że z faktami się nie dyskutuje).

W tym czasie słynne były ,,wojny – ministranci na resztę”. Oczywiście ministranci dostawali w skórę. Od czasu, gdy liczba ich znacznie wzrosła, losy walki zmieniły się, wielu więc wolało przystąpić do silniejszych. 22 X decydująca walka rozegrała się na torze kolejowym pod Morawcami. Bohaterowie wrócili dopiero na godzinę 9.00. Odtąd Bajerski G. został generałem. Liczba ich rosła, a z liczbą rosła ,,granda”.
W konkursie październikowym wzięło udział 34 ministrantów, na gwiazdkę było ich 71, a dwudziestego maja była już wymarzona 
SETKA. Największa liczba była w okresie przedwyjazdowym do Częstochowy – 112.

Na czym polegały ,,wojny – ministranci na resztę” kronikarz nie wyjaśnia, ale na pewno pamiętają je uczestnicy tych zdarzeń, dziś stateczni panowie po sześćdziesiątce i siedemdziesiątce. Natomiast najmłodsi z tej grupy – Zbyszek i Jarek – na początku pobytu ks. Zawitkowskiego w Krośniewicach mieli po trzy lata i już służyli do Mszy św.

Podopieczni ks. Józefa uczestniczyli w konkursach organizowanych przez parafię (dla najgorliwszych w służbie ołtarza, roratnim i pn. Mój czyn soborowy), ale specjalnie z myślą o nich przygotowywane były spotkania integrujące grupę i będące formą nagrody. Zimą były to kuligi, na przykład z takim przebiegiem:

(…) zima w całej pełni. Na zapowiedzianą godzinę 14.00 przed plebanią zebrało się 45 sanek wraz z pasażerami. Ponieważ był tylko jeden koń, musieli jechać na grupy.

Poniżej opis późniejszej sanny, zupełnie innego wydarzenia:
Ponieważ było dużo amatorów tej imprezy, zaprosiliśmy czterech gospodarzy z konnymi sankami, sami na przyczepkę i pojechaliśmy w stronę Perny. Chłopaczyska aż piały z radości. W lesie rozbiegli się jak zające. Objeżdżając las, wieczorem wróciliśmy do domu.

Ministranci uczestniczyli także w wyjazdach rowerowych.
Chłopaki nie mogli usiedzieć. Projekt wyjazdu rowerami do Tumu odpadł. Poprzestaliśmy na wyjeździe do pobliskiego lasu. 60 rowerów przemknęło przez ulicę Ostrowską i Kajew, a dopiero w lesie – ,,wolni jak ptacy”.
W programie imprezy m.in. biegi w workach, z jajkiem na łyżce i inne. Potem spacerkiem pojechaliśmy do Ostrów na Mszę św. i nabożeństwo czerwcowe.
Następnego dnia na dyżur nie przyszedł żaden – zaspali.

zawitkowski 5
zawitkowski 6
zawitkowski 7

W wyjeździe z ministrantami uczestniczył także ksiądz Henryk Gronkiewicz.

W czerwcu 1963r. odbyła się też pielgrzymka do Częstochowy, w której wzięło udział 70 ministrantów i kilku rodziców. Warto przytoczyć fragment tej relacji dla uświadomienia trudu, jaki spoczywał wówczas na organizatorze, a przy tym inne aspekty wyjazdu również zostaną ujawnione.

Podróż z przygodami. Przed Łęczycą popsuł się parowóz. Czekaliśmy 2 godziny. Potem przez Łódź – tramwajem – wielu jechało pierwszy raz. Przez słynne Koluszki do Częstochowy. Odmawiając różaniec doszliśmy na Jasną Górę. (…)
24 VI o godz. 6.00 odsłonięcie Cudownego Obrazu, hejnał i Msza św. Potem wieża, skarbiec, droga krzyżowa, sala rycerska, kościół św. Barbary, nawet wesołe miasteczko i wiewiórki.
Wracaliśmy trochę zmęczeni, ale chłopakom nie brakło humoru.(…) Na stacji w Krośniewicach czekały stęsknione mamy. Była już godz. 11.00. (wieczorem) W epilogu sprawą tą zainteresował się Urząd Bezpieczeństwa – czas wszystko uleczył.

zawitkowski 8
zawitkowski 9

W 1963r. zaczęły się trudności związane z majątkiem parafii (państwo rozpoczęło przygotowania do przejęcia dóbr, ale kategoryczna decyzja proboszcza – odmowa przekazania władzom ksiąg inwentarzowych i rachunkowych nie otworzyła drzwi do uczynienia następnego kroku), a rok 1964 przyniósł kolejną odsłonę sporu pomiędzy władzami a parafią. Kronikarz opisał ciąg trudnych spraw związanych z obciążeniem finansowym za prowadzenie lekcji religii w punktach katechetycznych i – niesłusznie – za ,,niezgłoszenie punktu w Krośniewicach” (tutaj lekcje odbywały się na terenie kościoła, nie był to więc punkt katechetyczny). Jeśli był list do ks. dziekana, to albo z finansowego, albo z wydziału oświaty – pisze ks. Józef. Parafię obciążono karami, doszło do egzekucji komorniczej – komornik zajął odkurzacz i maszynę do pisania, a braki w kwocie uzupełnił… ziemniakami z plebanijnej spiżarni.

Wiele zdarzeń potwierdzających walkę państwa z Kościołem na terenie parafii, a więc w skali mikro, opisał ksiądz Józef. Jest tam m.in. historia o nocnym usunięciu krzyża przydrożnego w Morawcach, o zamknięciu instrumentów orkiestry kolejowej w szafie, aby muzycy nie zagrali na rezurekcji i inne. Na pewno będzie okazja, by przypomnieć te zdarzenia dla zyskania punktu odniesienia w spojrzeniu na nasz świat, który zmienił się nie do poznania na przestrzeni czasu tak krótkiego jak jedno ludzkie życie.

Wspominając orkiestrę, warto powiedzieć o talencie muzycznym ks. Józefa. Grał na trąbce. O godzinie 21.00 otwierał okno i w kierunku ul. Łęczyckiej niosły się dźwięki pięknie odegranego Apelu Jasnogórskiego. Często przyłączał się do występów organizowanych w czasie nabożeństw i uroczystych Mszy św. w Krośniewicach. Występował z muzykami orkiestry dętej, uważnie słuchał śpiewu chóru. Nie omieszkał skrytykować, gdy coś w grze ,,nie grało”, gdy brakło harmonii w brzmieniu dźwięków.

zawitkowski 10

W 1964r. parafia przeżywała też swoje radości. Latem kontynuowano prace remontowe na terenie kościoła – założono nowe tynki, wykonano prace blacharskie na dachu świątyni i wymieniono rynny, co skrupulatnie opisał przyszły biskup w Kronice parafialnej i udokumentował wszystko licznymi fotografiami.

Na początku października tegoż roku ks. Józef Zawitkowski trafił do szpitala w Łodzi, gdzie był operowany. Po dwóch tygodniach powrócił do Krośniewic, a po krótkiej rekonwalescencji podjął obowiązki wikariusza. W tym czasie zastępował go diakon, natomiast prowadzenie Kroniki parafialnej przejął ktoś inny. Zapiski jego następcy mają zupełnie inną naturę, nie odnoszą się w żaden sposób do sytuacji w parafii, nie przedstawiają niuansów życia miejscowej społeczności. Być może jest to dowód na jeszcze jedną cechę ks. Józefa – odwagę w tym niepewnym czasie, odwagę udokumentowania na piśmie tego, o czym wielu bało się mówić.

Ksiądz Józef Zawitkowski przebywał w Krośniewicach do lata 1965r., kiedy to nastąpiły zmiany w obsadzie stanowisk w parafiach diecezji (wówczas warszawskiej). Jeśli z perspektywy spojrzeć na ten czas, okaże się, że trudne, bardzo pracowite lata były też czasem miłych przeżyć, które zostały w pamięci księdza i wielu jego podopiecznych oraz parafian. Są to więzi na całe życie – zawarte przyjaźnie, zapamiętani ludzie. Wielu mieszkańców, którzy go poznali i współpracowali z nim w tamtych latach, dziś mówi o nim ciepło ,,Józio”. Nuty sympatii pobrzmiewają też w wypowiedziach krośniewickiego wikariusza, który później, gdy został biskupem, napisał tekst Zamiast wstępuopublikowany w książce Maleńki teatrzyk na wielkie okazje wydanej przez jednego z mieszkańców Krośniewic. Wiersz zaczyna się tak:

Był dobry czas
Kiedy byłem wikariuszem
w Krośniewicach.
Ślicznych, zdolnych i dobrych
Miałem tam dzieciaków,
(bo rodzice byli piękni).
Wśród setki, z nadwyżką, ministrantów
był Krzysztof z VIa,
uświetniający grą na akordeonie
wszystkie miastowe, partyjne
i szkolne akademie,
i Bomba,
który jeszcze nie chodził do szkoły,
ale dziekanowi
służył do Mszy Świętej po łacinie.
(…)
To tak pięknie urosły mi te dzieciaki.

Przedtem…

Urodził się w1938r. we wsi Wał (parafia Żdżary) położonej nieopodal Nowego Miasta nad Pilicą (powiat grójecki), dlatego często mówił o sobie, że jest chłopem z chłopaDlatego lubił kulturę ludową – czuł się jej częścią. Dlatego pisał scenariusze jasełek dla Koderek (dziecięcego zespołu ludowego), a w nich Matce Boskiej kazał ubrać Jezuska w łowicki pasiak. Dlatego tyle sentymentu miał do strażaków – ochotników tak silnie związanych z małymi wiejskimi społecznościami.

Prawie wszystko wiem o wsi,
bom ze wsi.

(…)

Noszę w sobie taki wsiowy kompleks,
bo ludzie miastowi ludzi ze wsi
traktują jako niższy gatunek człowieczy.
Nawet gdy ci ze wsi osiągną stanowiska
i godności, będą złośliwi patrzeć,
czy im ,,słoma z butów nie wychodzi”.
Nie jestem chłopomanem,
ale znam wartość tych ludzi.
                                           Przednówek, Wieś

zawitkowski 11

Bardzo dobrze wspominał swój dom rodzinny – niewielki, niebogaty, ale ciepły, pełen miłości. Był najstarszy z pięciorga dzieci. Gdy miał 12 lat, stracił matkę. Ojciec starał się jak mógł, aby wypełnić obowiązki obojga rodziców.

Dziś trudno mi sobie wyobrazić, jaką tata musiał mieć Abrahamową wiarę. Wiem, że proponowali mu ożenek, bo dzieci muszą mieć matkę. Miał tylko jedną odpowiedź: „Ja to żonę mieć mogę, ale dzieci matki już mieć nie będą”. Był nam dobry jak matka i jak ojciec. A przecież prócz mnie pierworodnego zostało jeszcze czworo. Mama umarła zaraz po urodzeniu tej najmłodszej — Zosi. Janek miał wtedy dwa lata, Stasio cztery, a Anka osiem. To wszystko były drobiazgi. Nieżyjący już brat Stasio przeżywał najbardziej. Wychodził poza zabudowania chaty i patrzył w stronę, w którą odprowadzali mamę. Tata go zaskoczył: „Za kim ty tak patrzysz?”. „Bo mnie się zdaje, że stamtąd przyjdzie mama”. „Nie, nie przyjdzie”. I tym większą miłością otaczał go tata. Stąd takie sentymentalne wspomnienia. Ale gdy człowiek sierota może sobie po cichu popłakać, jest mu lżej.

Jakub Bondyra, Łowiczak, niewolnik służebnicy,
www.opoka.org/biblioteka

Józef Zawitkowski bardzo ciepło i z szacunkiem wspominał też swoich nauczycieli ze szkoły w Żdżarach, tamtejszego proboszcza, który uczył go religii, i siostry nazaretanki, które do dziś mają tam swój dom zakonny i prowadzą dom rekolekcyjny. Siostra Miriam napomniała kiedyś swojego niesfornego ucznia takimi słowami: Józik, ty bądź grzeczny, bo ty będziesz kiedyś biskupemSprawdziło się, a krzyż siostry Miriam był jego krzyżem biskupim i bardzo go sobie cenił.

Dzieciństwo Józefa Zawitkowskiego było naznaczone pracą. Miał wiele obowiązków w gospodarstwie i jako najstarszy z rodzeństwa pomagał ojcu najwięcej. Lubił szkołę, lubił się uczyć, fascynowało go poznawanie nowej wiedzy, ale była to też dla niego nowa droga do odkrywania wielkości Boga (wspominał wrażenie, gdy pierwszy raz obejrzał komórkę tulipana pod mikroskopem). Nie oznacza to, że nie tęsknił za wypoczynkiem i wolnym czasem, który można by przeznaczyć tylko dla siebie. W jednym z tekstów z serii Przednówek pisał tak:

Na wsi dzieciaki
nie czekały na wakacje.
Nie chodziło się do szkoły,
ale roboty było więcej.
Gdy przyszły żniwa,
było bardzo ciężko.
Zazdrościłem – aż do płaczu -
że te mieszczuchy mogą
leżeć nad Pilicą cały dzień
i nic nie robią,
krów nie pasą,
jagód i grzybów zbierać nie potrafią,
a ja muszę umieć wszystko.

(…)

Gdy przyszły wakacje księżowskie,
z Krośniewic i z Legionowa
przyjeżdżałem na żniwa pomóc Tacie (…).
                                                               Przednówek, Wakacje

Jako młodzieniec nie bywał na zabawach tanecznych, jak jego rówieśnicy – pisze, że go nie zabierali. Wynikało to jednak zapewne z faktu, że rozrywki tego rodzaju nie sprawiały przyjemności przyszłemu księdzu. Uwielbiał za to grę w siatkówkę i jazdę na rowerze.

W 1956r. wstąpił do seminarium duchownego. To był rok, kiedy po trzyletnim internowaniu zwolniono ks. kardynała Stefana Wyszyńskiego. Gdy Józef Zawitkowski po raz pierwszy zobaczył go odprawiającego Mszę św. w seminaryjnej kaplicy, dostrzegł w nim kogoś wyjątkowego, świętego. Zapamiętał to wrażenie.
Wielu profesorów seminaryjnych wspomina z szacunkiem i wdzięcznością, ale chyba szczególnie ciepło zapisał się w jego pamięci ks. Jan Twardowski, który przygotowywał go do matury z języka polskiego w warszawskim seminarium (dawniej były niższe i wyższe seminaria duchowne). Ksiądz Jan nie był szerzej znany jako poeta, a o jego wielkości przekonywali uczniów i kleryków inni profesorowie. Potem klerycy sami docenili kunszt tych utworów i ukradkiem przekazywali sobie zeszyty z odręcznie przepisanymi wierszami poety, który umiał także pięknie mówić i niezwykłe wygłaszał kazania.

„Małpowałem” ks. Twardowskiego
w Krośniewicach, na Grochowie
i na Bielanach.
Pewnie to grzech,
ale rodzice dzieciaków
chwalili mnie,
że tak ładnie mówię.
                                      Księże Profesorze!

Nauka w niższym seminarium trwała trzy lata i kończyła się maturą. Po zdanych egzaminach wstąpił do wyższego seminarium i po kolejnych trzech latach uzyskał święcenia kapłańskie. Jak przyszły biskup ocenia ten czas?

Z sentymentem, a nawet ze wzruszeniem
wspominam Warszawskie Seminarium Duchowne.
Tam zostały moje najlepsze lata młodości.
Tam przeżyłem wszystkie zmagania ze sobą.
Tam były kleryckie radości, sukcesy i niepowodzenia.
A jednak, gdyby mnie ktoś zapytał dziś:
Poszedłbyś jeszcze raz do seminarium?
Nie.
Dlaczego?
A to tak samo jak z ożenkiem.
Gdybym miał dzisiejsze doświadczenie i tamte lata,
pewnie bym się nie ożenił – mówią żonaci.
Dobrze, że Pan Bóg czyni to inaczej.

Święcenia kapłańskie przyjął 20 maja 1962r. z rąk prymasa Stefana Wyszyńskiego. Tutaj zaczyna się krośniewicka historia Józefa Zawitkowskiego…

zawitkowski 12

Potem…

Z Krośniewic trafił na 2 lata do parafii w Legionowie, a następnie przez kolejnych 11 lat pracował jako wikariusz warszawskich parafii lub wspierał ich pracę jako rezydent. W 1978r. po raz pierwszy został proboszczem – powierzono mu Parafię pw. św. Jana Apostoła i Ewangelisty w Warszawie. Pełnił tę posługę przez 4 lata. W 1982r. powrócił w rodzinne strony, do łowickiej kolegiaty – został proboszczem Parafii Najświętszej Maryi Panny.

Warto wspomnieć rok 1980 w biografii Józefa Zawitkowskiego. Wówczas, 21 września w Programie I Polskiego Radia rozpoczęła się – pierwsza od 1949 roku – transmisja niedzielnej Mszy św. (pierwszy zrealizowany punkt porozumień sierpniowych). Świadkowie wspominają, że była wtedy piękna pogoda, więc ludzie w euforii otwierali okna, a nawet wystawiali radioodbiorniki na parapety. Transmisji słuchało wtedy jednocześnie kilkanaście milionów ludzi. Ks. Józef Zawitkowski tego pierwszego, historycznego kazania nie wygłosił, ale od początku należał do zespołu redakcyjnego powołanego przez ks. kardynała Stefana Wyszyńskiego. Wtedy krośniewiczanie mogli w radio usłyszeć głos swojego dawnego wikariusza i czynili to z przyjemnością. Ksiądz Zawitkowski sumiennie przygotowywał się pod względem historycznym i literackim do wszystkich radiowych Mszy św. transmitowanych na żywo z Kościoła Świętego Krzyża przy Krakowskim Przedmieściu w Warszawie. Co prawda zarzucano mu czasem brak głębi teologicznej tych homilii, ale jeśli weźmiemy po uwagę wielomilionowe audytorium odbiorców – rzeszę ludzi w różnym wieku, o różnym przygotowaniu i różnych potrzebach, trzeba przyznać, że była to droga dobra, bo skuteczna. Zresztą w zespole redakcyjnym byli stateczni intelektualiści i autorzy płomiennych, emocjonalnych kazań – każdy słuchacz mógł wybrać ulubionego kaznodzieję. Wielu stawiało na dawnego wikariusza z Krośniewic, zwłaszcza ci, którzy lubili patriotyczne i emocjonalne nuty w jego wypowiedziach. Za czasów cenzury teksty musiały być wcześniej przygotowane na piśmie i złożone w urzędzie na dwa tygodnie przed planowanym terminem wygłoszenia. Cenzorzy ingerowali we wszystko, nawet w tekst Ewangelii. Mimo to ówcześni radiowcy podkreślają, że homilie głoszone podczas mszy radiowych były jedynym głosem wolnym, jaki w tamtych czasach publicznie się rozlegał. Józef Zawitkowski kazania radiowe głosił przez 26 lat swojego kapłaństwa. Przed mikrofonem, który transmitował jego głos na całą Polskę, w tym czasie stawał prawie 140 razy.

Za oprawę muzyczną świętokrzyskich Mszy od początku do dziś odpowiedzialny jest ks. Wiesław Kądziela. Współpraca obu duchownych zaowocowała powstaniem wielu pieśni, z których kilka zyskało ogromną popularność w naszych kościołach, jak Abyśmy byli jedno czy Panie dobry jak chlebDruga z wymienionych została skomponowana jako hymn II Kongresu Eucharystycznego (1987r.). Początkowo pieśni tej wiele zarzucali zarówno poloniści, jak i teolodzy. Autora smuciły krytyczne głosy do czasu, aż sam Jan Paweł II powiedział mu: Nie martw się, nawrócą się jedni jak i drudzy.

zawitkowski 13

Warto też wspomnieć o literackiej działalności księdza Józefa. Na szczególną uwagę zasługują jego Listy polecone – 104 teksty wydane (jak większość jego prac, zwłaszcza wcześniejszych) pod pseudonimem ks. Tymoteusz. W wielu domach krośniewiczan zapewne znaleźć można modlitewnik Panie mój autorstwa ks. Józefa, który dzieci pierwszokomunijne otrzymały jako swoją pierwszą książeczkę do nabożeństwa, a dorośli być może korzystają z modlitewnika pt. Tobie, Panie, zaufałemKto chciałby pochylić się nad własną wiarą i pomyśleć o swoim stosunku do Boga, może znaleźć przewodnika w ks. Józefie Zawitkowskim, który jest również autorem zbioru przemyśleń zatytułowanych Będę z Panem gadałDrukiem wydano także jego kazania i zbiór biografii ludzi wartych naśladowania – książka nosi tytuł To jest ktoś! Pisał także rozważania dotyczące okresów roku liturgicznego (Wielki Post) i czasu milenijnego – przełomu XX i XXIw. (Słowo Ci daję). Opracował wiele materiałów dla katechetów. Jest też autorem zbiorku wierszowanych tekstów pt. Przednówek drukowanych w tygodniku NiedzielaMają charakter autobiograficzny, refleksyjny i… profetyczny zarazem, bowiem kończą się słowami pełnymi wiary, że to, co złego dzieje się w świecie, co jest w nim trudnego, wyprostuje się i znajdzie swój pozytywny finał. Teksty te powstały prawie 20 lat temu. Sporo w nich bardzo trafnych spostrzeżeń na temat współczesnego świata, jak to na przykład:

Na przednówku są takie paradoksy.
W dzień bombardują talibów,
a w nocy zrzucają im paczki.

Jeśli przepowiadane dobro jeszcze nie nastało, to zgodnie z oceną ks. Józefa, żyjemy nadal w erze przednówka – najtrudniejszego na wsi czasu, kiedy to doskwierała bieda przed zebraniem nowych plonów (odezwał się duch chłopa w duszy biskupa). Bardzo długi przednówek, ale wiara autora silna, że kiedyś skończy się trudny czas. Warto się jej poddać, zwłaszcza dziś.

Sakrę biskupią Józef Zawitkowski przyjął 9 czerwca 1990 r. na Starym Rynku w Łowiczu z rąk prymasa Józefa Glempa. Jego biskupie zawołanie brzmiało: Servus et filius ancillaeco oznacza Sługa i syn służebnicy. Najpierw został biskupem pomocniczym warszawskim, a po nowym podziale administracyjnym Kościoła w Polsce, 25 marca 1992r. został biskupem pomocniczym dla utworzonej diecezji łowickiej. W latach 90. był członkiem Komisji ds. Duszpasterstwa Liturgicznego Konferencji Episkopatu Polski, pełnił w niej funkcję przewodniczącego Podkomisji ds. Muzyki Kościelnej. W 2013r. przeszedł na emeryturę.

Honorowy Obywatel

Do Krośniewic jako biskup przyjeżdżał kilkukrotnie. Wizytował, udzielał sakramentów. Zawsze z uśmiechem, z sentymentem do swojej pierwszej parafii i dawnych parafian.

W 1997r. Krośniewice obchodziły 555. rocznicę powstania miasta. Ówczesne władze samorządowe podjęły decyzję, by rocznicę uczcić m.in. nadaniem tytułu Honorowego Obywatela Miasta Krośniewice osobom szczególnie zasłużonym oraz wyemitować okolicznościowy medal. Burmistrzem był wtedy Lech Zagórowski, a przewodniczącym Rady Miejskiej Bogumił Marciniak. Na uroczystej sesji, która odbyła się 29 kwietnia 1997r. w sali gimnastycznej Liceum Ogólnokształcącego w Krośniewicach tytuł otrzymali trzej nominaci –ks. Józef Zawitkowski – biskup pomocniczy diecezji łowickiej (z siedmioletnim stażem na stanowisku), Krzysztof Kacprowicz – jego ministrant z czasów krośniewickich, wówczas, w dorosłym życiu, prezes krakowskiej spółki Automedon (wspierał finansowo krośniewicką młodzież, sponsorując wycieczki i wyjazdy wypoczynkowe oraz działalność tutejszych zespołów artystycznych) oraz Jan Frątczak – założyciel i pierwszy dyrektor Liceum Ogólnokształcącego w Krośniewicach (pełnił tę funkcje do 1973r.).

zawitkowski 14
zawitkowski 15

W czasie swoich wizytacji kanonicznych biskup odwiedzał tutejsze szkoły i przedszkole, zakłady pracy, instytucje. Kazania w czasie Mszy św. zaczynał oczywiście słynną frazą – wyznaniem Kochani moi! Najczęściej taki początek miały jego wypowiedzi – te w kościołach i te w radio, bo witał tak nie tylko krośniewiczan, ale wszystkich odbiorców homilii, gdziekolwiek je głosił.

zawitkowski 16

Wizytacja kanoniczna naszej parafii, która odbyła się w 2001r., trwała kilka dni (6-8 maja), a oprócz standardowych jej punktów w programie było też udzielenie I Komunii św. tutejszym drugoklasistom. Dziewczynki, które miały na głowach wianki z żywych kwiatów, były wyróżnione i docenione dobrym słowem, bo sztucznych – jako miłośnik natury – nie lubił.

W czasie tejże wizyty ks. biskup Józef Zawitkowski wraz z ks. dziekanem Jackiem Drzewieckim odwiedzili Urząd Miejski. Burmistrzem był wtedy Bogumił Marciniak. Witając dostojnego gościa, krośniewicki włodarz ucałował biskupi pierścień, a w odpowiedzi na ten gest szacunku… biskup ucałował dłoń burmistrza. Tak więc można powiedzieć, że nastał czas, gdy władza świecka i duchowna traktowały się z równą estymą .

zawitkowski 17

Kolejna wizytacja kanoniczna biskupa Zawitkowskiego w parafii miała miejsce 5 lat później, 11 czerwca 2006r. Wówczas dostojny gość m.in. udzielił sakramentu bierzmowania młodzieży, a do Kroniki parafialnej wpisał następujące słowa:

Wiecie, co przeżywam, będąc w Krośniewicach. Cieszę się każdym Waszym osiągnięciem gospodarczym, ale więcej się raduję Waszą wiarą i modlitwą. (…) Jestem dumny, że jestem honorowym obywatelem Krośniewic i bardzo życzę memu Miastu pomyślnych dni.
Matka Boża Wniebowzięta niech Was ma w swojej opiece. Bóg niech Wam błogosławi.

W październiku tego samego roku odwiedził parafię Nowe. Wówczas został oficjalnie powitany w Podczachach (w gospodarstwie Polsad), a w uroczystości – oprócz gospodarzy – uczestniczyli też strażacy z miejscowej OSP i policjanci. Ksiądz biskup poświęcił wówczas nowe samochody zakupione jako wyposażenie Komisariatu Policji w Krośniewicach. Był to czas, kiedy ku końcowi zbliżał się remont wiaduktu w Krzesinie. Ksiądz biskup w kierunku kościoła w Nowem udał się pod eskortą nowych policyjnych wozów nowo wybudowanym wiaduktem. Droga nie była jeszcze otwarta dla ruchu – zapewne lada chwila miał się odbyć odbiór techniczny inwestycji. Biskup był bardzo dumny z tego przejazdu, który tchnął nowością.

zawitkowski 18
zawitkowski 19

Krośniewice odwiedził też w roku 2011 i 2019 – po raz ostatni.

zawitkowski 20
zawitkowski 21

Biskup Józef Zawitkowski był honorowym obywatelem nie tylko Krośniewic – tytuł przyznały mu także władze Łowicza, Skierniewic, Rawy Mazowieckiej, Warszawy, Lipiec Reymontowskich i Nowego Miasta nad Pilicą.

Meta

W jednym z utworów Józef Zawitkowski napisał:

Będzie kiedyś meta
Podliczą punkty, ogłoszą miejsca.

Osiągnął metę w wieku 82 lat. Zakończył swoje dzieło życia w okresie pandemii. Został pochowany – zgodnie z życzeniem – na cmentarzu parafialnym w Żdżarach. Spoczął obok swoich rodziców.

Co prawda ,,punkty” kto inny podlicza – mają swojego Rachmistrza, ale dla pełni obrazu należy powiedzieć też o słabościach ks. Józefa Zawitkowskiego. Nie lubił, gdy w czasie wygłaszanego kazania ktoś chodził, kręcił się w kościele. Przeszkadzało mu to, dekoncentrowało go, więc stanowczo, czasem ostro reagował. Był osobą bardzo uczuciową. Nie zawsze umiał panować nad emocjami – na drugim biegunie morza serdeczności dla ludzi były wybuchy zdenerwowania. Unikali klerycy w seminarium biskupa – wykładowcy, gdy miał gorszy dzień i nerwów na wodzy nie udawało mu się utrzymać (może ból, może wiek?) Miał też swój nałóg – palił papierosy, a to zapewne przyczyniało się do jego problemów zdrowotnych.

Na koniec prośba bohatera tej opowieści wyrażona w jednym z utworów:

Nie kosztujcie się na sztuczne kwiaty.
Połóżcie mi na grobie niezapominajkę modlitwy...
                                                                                      Przednówek, Pogrzeb

Ostatnie jego kazanie dostępne w Internecie, opatrzone datą 12 marca 2020r., dotyczy pandemii (Czy Bóg stworzył koronawirusa?i kończy się słowami: Ostańcie z Bogiem – Ludzie Kochani! Potraktujmy to jak pożegnanie.

Listownie i w mediach społecznościowych pożegnali go m.in. papież Franciszek, prezydent Andrzej Duda, premier Mateusz Morawiecki, minister Piotr Gliński. Ksiądz Romuald Kamiński – biskup warszawsko-praski swoją homilię w czasie ceremonii pogrzebowej zakończył pytaniem: Któż nam teraz powie: ,,Kochani moi”? No właśnie…

zawitkowski 22

Serdecznie dziękujemy Panu Grzegorzowi Baranowskiemu
za wzbogacenie tekstu materiałami fotograficznymi.
Dziękujemy wszystkim osobom, które podzieliły się wspomnieniami związanymi z biskupem Józefem Zawitkowskim.